Dlaczego wybrałaś zawód ilustratora?
O! To najmilszy zawód pod słońcem. Siada
się nad białą kartką papieru, bierze pędzel farby i już można stwarzać całe
światy wedle własnych reguł i gustu. Można budować miasta , zadrzewiać pejzaże,
meblować pokoje, wymyślać postaci- ich wygląd, charakter, mimikę, detale
ubioru i rekwizyty.
Poza tym - sam jako pedagog i teoretyk
wiesz- dzieci to najlepsi odbiorcy na świecie, wrażliwi, otwarci, z apetytem na
zabawę, ciekawscy , z rozhulaną wyobraźnią, z taką ufnością, wiarą że wszystko
jest możliwe.
Nie kusi Cię, żeby zilustrować książkę dla
dorosłych?
Wiesz, to trochę tak, jakby pytać pediatry,
czy wreszcie zacznie kiedyś leczyć dorosłych...
No ale wiem z lektury
komentarzy, że blog który prowadzisz, ma całkiem
dorosłych fanów.
Blog stwarza okazję do udokumentowania
pracy i opatrzenia jej odautorskim komentarzem,
daje możliwość kontaktu z odbiorcami
znacznie większą niż statyczna strona internetowa. Dzięki czytelnikom, a
właściwie czytelniczkom, bo znakomita większość stanowią kobiety to sympatyczny
i wesoły zakątek w necie.
Zapraszam na wasiuczynska.blogspot
Zawsze chciałaś ilustrować książki dla
dzieci?
Wiedziałam, że będę ilustrować książki, zanim tak
naprawdę nauczyłam się je czytać. Od piątego roku życia chodziłam na zajęcia do
Ogniska Plastycznego. Rysowałam zawsze i wszędzie, pokryłam swoimi bazgrołami
całe hektary papieru.
Po dyplomie z malarstwa na krakowskiej ASP
zapakowałam do teczki swoje najlepsze prace, które zrobiłam na zajęciach z
książki i typografii i pojechałam do Warszawy, gdzie było najwięcej wydawnictw.
Umówiłam się w jednej redakcji, drugiej, piątej. Wreszcie dostałam coś na
próbę, ilustracje poszły do druku. To była książeczka harmonijka z głosami
zwierząt namalowana dla miesięcznika "Dziecko". Jak się ukazała,
miałam ochotę tańczyć na ulicy i wycałować kioskarza. Zamiast tego wzięłam się
za następne zlecenie no i zilustrowałam już kilkadziesiąt książek.
Do jakich tekstów lubisz robić ilustracje?
Tekst musi uruchamiać wyobraźnię. Zniechęca mnie
przewidywalność, naśladownictwo, zbyt nachalna misja pedagogiczna,
przesłodzenie, marna polszczyzna. Ostatnio wielką przyjemność sprawiło mi
ilustrowanie tomu wierszy "Chichotnik" dla Wydawnictwa Literackiego.
Polscy autorzy od hrabiego Fredry po współczesnych mistrzów klawiatury.
Wspólnym mianownikiem tych tekstów jest humor. Znalazły się w nim też
króciutkie dowcipne wiersze Jana Brzechwy, Ludwika Jerzego Kerna, Wandy
Chotomskiej. Uwielbiam!
Masz na swoim koncie kilka ważnych nagród,
które są dla Ciebie najcenniejsze?
Najbardziej prestiżowe to oczywiście te
międzynarodowe, tytuł KSIĄŻKA ROKU przyznany przez polską sekcję IBBY,
wyróżnienia w konkursie Świat Przyjazny Dziecku.
Ale najmilsze są nagrody publiczności,
uznanie jury dziecięcego, listy, laurki od małych czytelników, jakieś cudowne
gomółki z plasteliny z brokatem i koralikami.
Sympatia czytelników to miód na serce,
istotna część mojego honorarium.
Lubisz twórczość dzieci?
Bardzo. To sama esencja - sztuka bez
sztuczności, sam spontan i radość. Dzieci w sposób przyrodzony,
naturalny, mają to co najcenniejsze -
wewnętrzny przymus tworzenia. Trzeba chuchać i dmuchać żeby ta iskra z czasem
nie zgasła.
Dzieci bardzo dużo czują, choć nie potrafią
wyrazić tego słowami. Obraz jest najbardziej naturalnym, uniwersalnym rodzajem
komunikacji.
Jak spotykasz się z czytelnikami?
Zwykle na Targach Książki, które odbywają
się cyklicznie w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, ale prowadzę też warsztaty
plastyczne. Zwykle towarzyszą wystawie moich prac, albo związane są z wydaniem
nowej książki. To okazja żeby pohulać z bandą kurdupli na większym formacie,
użyć nietypowej techniki, poeksperymentować, powywijać plastycznie koziołki, na
co nie ma za bardzo sposobności w szkole.
Czasem przed zabawami plastycznymi
robię pokaz swoich ilustracji. Mogę zobaczyć, usłyszeć co cherubiny naprawdę
śmieszy, co je intryguje, co im się podoba, a co nudzi.
No dobrze, a co takie zabawy plastyczne
dają dzieciom?
Rozwijanie wyobraźni, intuicji, podsycanie
naturalnej kreatywności dzieci, samodzielności myślenia, najzwyczajniej w
świecie stymuluje ich rozwój. Neurolodzy mówią o wciąż niedocenianej roli zajęć
manualnych na rozwój mózgu. O zaniedbywanym w dobie elektroniki kontakcie
głowa- ręka.
Kształtowanie poczucia estetyki, rozwijanie
fantazji, odwoływanie się do intuicji, kontakt z własnymi emocjami to narzędzia,
które przydają się i w dorosłym życiu.
Prowadziłam zabawy plastyczne z dziećmi w
Polsce, we Włoszech, Niemczech i dalekich Chinach i wiem że dzieci pod każdą
szerokością geograficzną są do siebie podobne, a jednocześnie - co wspaniałe,
każde jest inne, wyjątkowe.
Mam nadzieję, że będę mogła przekonać się o
prawdziwości tej teorii również w Ameryce. Bardzo się cieszę na to spotkanie!*
Do zobaczenia zatem!
* w sierpniu, jeszcze przed wyjazdem do USA
z Elżbietą Wasiuczyńską rozmawiał
MAREK ŁĄTKOWSKI urodzony w 1965 roku, malarz i nauczyciel akademicki.
Absolwent Akademii Sztuk Pięknych mieszka i pracuje w Krakowie. Uczy przyszłych
nauczycieli jak nie przeszkadzać dzieciom przedszkolnym i wczesnoszkolnym w
malowaniu i rysowaniu. Sam maluje , czyta, pisze i nakłania niezdecydowanych do
twórczego działania. Od 2014 prowadzi na Festiwalu Nauki warsztaty dla dzieci
na Rynku Głównym w Krakowie.
Macha ręcami czynnik męski społeczności fanów :)
OdpowiedzUsuńOdmachiwuję z entuzjazmem.
Usuń