wtorek, 30 października 2018

Odkrywanie Ameryki!

Norrrmalnie "inne głosy, inne ściany". Wszystko inne- sygnalizacje dla pieszych, pasy, kurki, spłuczki, inne wiewiórki, inne pieniądze, inne tempo, czas, miary, wagi i temperatura liczona inaczej. Mijanka czasu z Polską sześciogodzinna.
Dzięki zaproszeniu Centrali Polskich Szkół Dokształcających odbyliśmy z dziećmi 14 warsztatów, w niespełna 3 tygodnie. Udział w nich wzięło siedmiustet kilkudziesięciu uczestników, odwiedziliśmy kilka miast wschodniego wybrzeża USA.

Z racji tego, że warsztaty odbywały się w szkołach uzupełniających, weekendowych, zdarzały nam się cuda omal bi-lokacyjne, czasem wstawaliśmy przed świtem żeby dojechać na warsztaty w miastach oddalonych od siebie o kilkaset kilometrów, czasem mieliśmy 3 warsztaty jednego dnia w 3 różnych dzielnicach Nowego Jorku (jakie tam bywają efektowne czteropasmowe koreczki!), a wieczorem jeszcze poszliśmy na bal i nie zasnęliśmy z twarzą wtuloną w sałatkę. Zaginaliśmy czasoprzestrzeń, a i ona szczerze mówiąc zaginała nas.


Po całej tej operacji Ameryka, czuję się jak kot który uszedł cudem spod kół rozpędzonej ciężarówki. Oszołomiony i szczęśliwy.



To my z Panem Sierotką pod bluszczem, który mógł rosnąć wszędzie, ale rósł akurat pod polską szkołą na Brooklynie

Nie udało by się to gdyby nie świetna organizacja przedsięwzięcia, byliśmy zaopiekowani, dopieszczeni, dowiezieni na czas, ugoszczeni ze staropolsko-amerykańską gościnnością.

Cośmy popasali oczy w Muzeach Filadelfii, Waszyngtonu i Nowego Jorku to nasze, no i  wiadomo- dzieci wszędzie fajne, twórcze, nieszablonowe w myśleniu i w znakomitej większości urocze.

Na spotkaniach okazywałam slajdy z Panem Kuleczką, pokazywałam slajdy ze >>>smokami, które chyba najżywiej podziałały na wyobraźnię młodych demiurgów:









 rysowali młodsi... 






Ciut starsi...

















 Młodzieżówkę bohatersko wziął na puklerz Pan Sierotka:



Jak to ktoś ujął zgrabnie, dzieci przychodziły małymi grupkami po sto.




Tym oto mieczem Marek wskazywał na wysokim ekranie Muchę Bzyk Bzyk. Szukaliśmy linijki, listewki, nawinął się miecz. Bawiliśmy się z dziećmi w zimno ciepło, i w którymś momencie dzieciarnia przejęła wskaźnik, osoba z mieczem znajdowała na ekranie muchę i przekazywała ów plastikowy oręż następnej osobie. Do końca zajęć był obiektem największego pożądania.



Dobry duch holujący nas z puntu A do B, C aż do Zet  - Dyrektorka jednej ze szkół, świetna organizatorka- Kasia Pawka


W innej szkole tworzyliśmy wspólnie miasteczko. Cherubinki ciągnęły  losy i
tak się szczęśliwie złożyło że najbardziej żwawi dżentelmeni wylosowali WYPOŻYCZALNIĘ ŚMIESZNYCH STROJÓW, a dziewczynki  NAJPIĘKNIEJSZĄ KWIACIARNIĘ W MIEŚCIE.




 Teoretycznie cherubinki miały pracować w drużynach, ale cóż kiedy każdy widzi MUZEUM DINOZAURÓW po swojemu.



Szczerze mówiąc żeby wylosować WYPOŻYCZALNIĘ SUKIEN ŚLUBNYCH trzeba było zanurzać łapkę w worku kilka razy...


Była też MYJNIA SAMOCHODOWA,

wszystko co trzeba:



Projektanci PARKU Z FONTANNĄ skupili się głównie na problemach inżynierskich



BANK Z PODZIEMNYM SKARBCEM:o)



 Dzieciarnia w emocjach natychmiast przechodziła na angielski, więc wraz z życzliwym, czujnym i ofiarnym ciałem pedagogicznym prostowaliśmy ich ścieżki. Ku chwale Ojczyzny.




 W naszym miasteczku była też i  dzielna  STRAŻ POŻARNA, co i ogień zagasi i kota z drzewa zdejmie:



W miasteczku był też deszcz, po prostu DESZCZ, jak mi wyjaśniła młoda artystka:




Pięknie było. Mówią, że w mieście zwanym Nowym Jorkiem też  jest WSZYSTKO, co stanowi jego największą zaletę i wadę. My głównie  paśliśmy się w Muzeach.


Więc jeśli kto sztuki nie ciekawy, niechaj teraz przestanie czytać.

Bo my, okazyjnymi środkami transportu... 

dotarliśmy do Filadelfii  gdzie też mają przebogate zbiory: 
Zgodnie z sugestią diabła-w- buraczkach próbowałam mimo siekącej mżawki wetknąć flagę z Katastrofą w Filadelfii 







Filadelfijskie Museum of Art. Giovanni di Paolo- mniej znane przygody św. Mikołaja

Gigantyczny dyptyk Rogier van der Weyden, tak nowoczesny że trudno uwierzyć, że powstał w roku 1460.


Pamiętam jak się wgapiałam w reprodukcję tego obrazu Picassa na arcynudnych lekcjach muzyki w liceum.



 Jeden z moich ukochanych obrazów Klee, też w Filadelfii

Cała sala Cy Twombly. 



Nieostra choć szczera akcja Katastrofa.

Henri Rousseau
Celnik Rousseau


W Waszyngtonie, o cudzie muzea są bezpłatne. Zawsze i dla wszystkich.
Wystarczyłby mi ten malutki Simone Martini,



choć sala z Impresjonistami też sprawiła nam masę radości. Oni w tej Ameryce są tak powiedziałabym MAJĘTNI, że ogląda się salami. Sala  Picassa, Modilianiego, Van Gogha itd.

Ale Leonardo jest jeden, jedyny:





aż po współczesne artefakty ^ Jeana Dubuffeta, Pollocka, Rothko.


W Nowym Jorku oprócz tych bardzo znanych Muzeów -Momy, Guggenheima jest  rozkoszna kolekcja Fricków, a w niej:
Żołnierz i dziewczyna Vermeera,


Rembrandt,


 a na czasowej wystawie widzieliśmy obraz Petrusa Christusa. Mucha siedząca na namalowanej ramie obrazu, sugeruje, że model nie żyje.



Nowojorskie Metropolitan Museum of Art w skrócie MET, może dokonać w odbiorcy po prostu detonacji. Nie da się obejrzeć choćby wybranych działów jednego dnia. Kolos. Sztuka wszystkich czasów i kontynentów. Spędziliśmy tam 2 dni żałując, że tak krótko.


Jedna z sal afrykańskich:


 gigantyczne zbiory klasycznej rzeźby greckiej, 
sztuki egipskiej, 
meksykańskiej, 

no i to co my, tygrysy lubimy najbardziej 


MALARSTWO:
Brueghel,
Vermeer,

 i ach- ta Rembrandtowska rączka!


Velazquez w MET.

Chagall,



  Balthus i Klee.


Zostaliśmy przepytani przez bywalców  i okazało się, że NIC w Nowym Jorku nie widzieliśmy, bo ani Statua nas nie ciekawiła, ani Muzeum Emigrantów, ani Wall Street, ani nie byliśmy na miejscu po tragedii 11 września, NIC, NIC, NIC trąby nie widzieliśmy, tylko tę sztukę oglądaliśmy, a jak nam sił zabrakło, to szliśmy żywić się fotosyntezą i hot dogiem w Central Parku:

Cudo nie park!

Te dwie foty zajumałam z netu żeby oddać skalę zjawiska:







Chodziliśmy tam oddychać głęboko i łoić kawkę. Od mieszkającej tu od lat przyjaciółki ceramiczki >>Margaret Wozniak dowiedziałam się, że cały Manhattan to granitowa skała, dlatego można tam budować te stupiętrowce.

Oszołomieni miastem szliśmy też do Central Parku i opadaliśmy jak mokre glony na najbliższą  ławkę, a tam było napisane, że:


W sumie mogłam dojść do tej prawdy samodzielnie, zamiast lecieć 7 tysięcy kilometrów.


Byliśmy też w Konsulacie... 





Gdzie mniej (ja), lub bardziej (Marek) składnie wygłosiliśmy mowę chwalącą talenty dzieci , które wzięły udział w konkursie literackim im. Wandy Chotomskiej. Spotkaliśmy się tam z Gospodarzami , Organizatorami, Dobrymi Duchami całego przedsięwzięcia i jeszcze w promocji z Basią Kosmowską i Agnieszką Frączek.


Przez chwilę zastanawialiśmy się czy nie wstąpić w szeregi studentów Harvardu, lub Yale, ale...






...ale nie, jednak nie, wróciłam do dom pasać swoje smoki. 
Bardzo już mnie rączki świerzbią do roboty.

O tym Muzeum opowiem więc innym razem.


















6 komentarzy:

  1. Sztuka by mnie wykończyła. Tyle sztuki i tak mało czasu?! ...Dużo koloru wniosłaś w te Stany :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, Stany są bardzo kolorowe. A Nowy Jork najbardziej. Etnicznie i tak po prostu. Wielkie wrażenie robi nocą, byliśmy na oszałamiającym choreograficznie- kostiumowo musicalu Anastazja na Broadwayu, ale jak się po spektaklu wychodzi na ulicę w okolicach Time Square, to człowiekowi głowa chodzi jak zakrętka na słoiku twist...

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko i córko, jak wam zazdroszcze tych muzejów! I jeszcze Waszyngton daje to za darmoche?! Toz to raj...
    Tym sie choc pociesze, ze jeden z moich ulubionych Klee - tez z rybami, The Goldfish - mam na miejscu w Hamburgu, choc oczywiscie za sowita opala. (nie wiem czy gdziekolwiek sa drozsze muzea niz tu, jakby miastu nie zalezalo wcale na tym, zeby ludzie przychodzili)

    Te dzieciece smoki i muzeum dinozaurów - awwwww!!! kocham :))) Jak wszelkie dzieciece malunki z reszta. I nawet nastolatki na warsztaty przyszly, pieknie!
    Z Twojej akcji z flaga-Katastrofa jestem tak dumna, ze normalnie lzy w oczach :D

    No i przemówienie w ambasadzie, wow! Macie odwage osobista!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno dobra mowa powinna spełniać 3 rarunki 1) być krótka, 2) dowcipna 3) odkrywcza.
      Jeden z tych warunków bohatersko udało mi się zrealizować.

      co do cen biletów- w Nowym Yorku istnieje coś takiego jak cena sugerowana- np.bilet dla dorosłego kosztuje 25$, ale jeśli wykażesz, że jesteś mieszkańcem miasta- możesz okazać dokument z adresem, choćby ważna karta biblioteczna, albo rachunek za prąd, możesz zapłacić za wejście 1$. Tylko czasowe wystawy są płatne. Do niedawna ta cena sugerowana dotyczyła wszystkich, teraz każde Muzeum ma taki jeden dzień w tygodniu.

      Usuń
  4. Przeczytałam po raz trzeci:-) Gratuluję. I dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jak miło. Wkrótce mam nadzieje zamieścić opowieść o warsztatach z dziećmi w Brukseli. Lecę w niedzielę.

      Usuń