Dzięki zaproszeniu Centrali Polskich Szkół Dokształcających odbyliśmy z dziećmi 14 warsztatów, w niespełna 3 tygodnie. Udział w nich wzięło siedmiustet kilkudziesięciu uczestników, odwiedziliśmy kilka miast wschodniego wybrzeża USA.
Z racji tego, że warsztaty odbywały się w szkołach uzupełniających, weekendowych, zdarzały nam się cuda omal bi-lokacyjne, czasem wstawaliśmy przed świtem żeby dojechać na warsztaty w miastach oddalonych od siebie o kilkaset kilometrów, czasem mieliśmy 3 warsztaty jednego dnia w 3 różnych dzielnicach Nowego Jorku (jakie tam bywają efektowne czteropasmowe koreczki!), a wieczorem jeszcze poszliśmy na bal i nie zasnęliśmy z twarzą wtuloną w sałatkę. Zaginaliśmy czasoprzestrzeń, a i ona szczerze mówiąc zaginała nas.
Po całej tej operacji Ameryka, czuję się jak kot który uszedł cudem spod kół rozpędzonej ciężarówki. Oszołomiony i szczęśliwy.
To my z Panem Sierotką pod bluszczem, który mógł rosnąć wszędzie, ale rósł akurat pod polską szkołą na Brooklynie
Nie udało by się to gdyby nie świetna organizacja przedsięwzięcia, byliśmy zaopiekowani, dopieszczeni, dowiezieni na czas, ugoszczeni ze staropolsko-amerykańską gościnnością.
Cośmy popasali oczy w Muzeach Filadelfii, Waszyngtonu i Nowego Jorku to nasze, no i wiadomo- dzieci wszędzie fajne, twórcze, nieszablonowe w myśleniu i w znakomitej większości urocze.
Na spotkaniach okazywałam slajdy z Panem Kuleczką, pokazywałam slajdy ze >>>smokami, które chyba najżywiej podziałały na wyobraźnię młodych demiurgów:
rysowali młodsi...
Ciut starsi...
Młodzieżówkę bohatersko wziął na puklerz Pan Sierotka:
Jak to ktoś ujął zgrabnie, dzieci przychodziły małymi grupkami po sto.
tak się szczęśliwie złożyło że najbardziej żwawi dżentelmeni wylosowali WYPOŻYCZALNIĘ ŚMIESZNYCH STROJÓW, a dziewczynki NAJPIĘKNIEJSZĄ KWIACIARNIĘ W MIEŚCIE.
Teoretycznie cherubinki miały pracować w drużynach, ale cóż kiedy każdy widzi MUZEUM DINOZAURÓW po swojemu.
Była też MYJNIA SAMOCHODOWA,
wszystko co trzeba:
BANK Z PODZIEMNYM SKARBCEM:o)
W naszym miasteczku była też i dzielna STRAŻ POŻARNA, co i ogień zagasi i kota z drzewa zdejmie:
W miasteczku był też deszcz, po prostu DESZCZ, jak mi wyjaśniła młoda artystka:
Pięknie było. Mówią, że w mieście zwanym Nowym Jorkiem też jest WSZYSTKO, co stanowi jego największą zaletę i wadę. My głównie paśliśmy się w Muzeach.
Więc jeśli kto sztuki nie ciekawy, niechaj teraz przestanie czytać.
Bo my, okazyjnymi środkami transportu...
dotarliśmy do Filadelfii gdzie też mają przebogate zbiory:
Zgodnie z sugestią diabła-w- buraczkach próbowałam mimo siekącej mżawki wetknąć flagę z Katastrofą w Filadelfii
|
Filadelfijskie Museum of Art. Giovanni di Paolo- mniej znane przygody św. Mikołaja |
Gigantyczny dyptyk Rogier van der Weyden, tak nowoczesny że trudno uwierzyć, że powstał w roku 1460. |
Pamiętam jak się wgapiałam w reprodukcję tego obrazu Picassa na arcynudnych lekcjach muzyki w liceum. |
Jeden z moich ukochanych obrazów Klee, też w Filadelfii |
Cała sala Cy Twombly.
|
W Nowym Jorku oprócz tych bardzo znanych Muzeów -Momy, Guggenheima jest rozkoszna kolekcja Fricków, a w niej:
Żołnierz i dziewczyna Vermeera, |
Rembrandt,
a na czasowej wystawie widzieliśmy obraz Petrusa Christusa. Mucha siedząca na namalowanej ramie obrazu, sugeruje, że model nie żyje.
Nowojorskie Metropolitan Museum of Art w skrócie MET, może dokonać w odbiorcy po prostu detonacji. Nie da się obejrzeć choćby wybranych działów jednego dnia. Kolos. Sztuka wszystkich czasów i kontynentów. Spędziliśmy tam 2 dni żałując, że tak krótko.
Jedna z sal afrykańskich:
gigantyczne zbiory klasycznej rzeźby greckiej,
sztuki egipskiej,
meksykańskiej,
no i to co my, tygrysy lubimy najbardziej
MALARSTWO:
Velazquez w MET.
Chagall, |
Balthus i Klee.
Zostaliśmy przepytani przez bywalców i okazało się, że NIC w Nowym Jorku nie widzieliśmy, bo ani Statua nas nie ciekawiła, ani Muzeum Emigrantów, ani Wall Street, ani nie byliśmy na miejscu po tragedii 11 września, NIC, NIC, NIC trąby nie widzieliśmy, tylko tę sztukę oglądaliśmy, a jak nam sił zabrakło, to szliśmy żywić się fotosyntezą i hot dogiem w Central Parku:
Cudo nie park!
Te dwie foty zajumałam z netu żeby oddać skalę zjawiska:
Chodziliśmy tam oddychać głęboko i łoić kawkę. Od mieszkającej tu od lat przyjaciółki ceramiczki >>Margaret Wozniak dowiedziałam się, że cały Manhattan to granitowa skała, dlatego można tam budować te stupiętrowce.
Oszołomieni miastem szliśmy też do Central Parku i opadaliśmy jak mokre glony na najbliższą ławkę, a tam było napisane, że:
W sumie mogłam dojść do tej prawdy samodzielnie, zamiast lecieć 7 tysięcy kilometrów.
Byliśmy też w Konsulacie...
Przez chwilę zastanawialiśmy się czy nie wstąpić w szeregi studentów Harvardu, lub Yale, ale...
...ale nie, jednak nie, wróciłam do dom pasać swoje smoki.
Bardzo już mnie rączki świerzbią do roboty.
O tym Muzeum opowiem więc innym razem.
Sztuka by mnie wykończyła. Tyle sztuki i tak mało czasu?! ...Dużo koloru wniosłaś w te Stany :)
OdpowiedzUsuńO, Stany są bardzo kolorowe. A Nowy Jork najbardziej. Etnicznie i tak po prostu. Wielkie wrażenie robi nocą, byliśmy na oszałamiającym choreograficznie- kostiumowo musicalu Anastazja na Broadwayu, ale jak się po spektaklu wychodzi na ulicę w okolicach Time Square, to człowiekowi głowa chodzi jak zakrętka na słoiku twist...
OdpowiedzUsuńO matko i córko, jak wam zazdroszcze tych muzejów! I jeszcze Waszyngton daje to za darmoche?! Toz to raj...
OdpowiedzUsuńTym sie choc pociesze, ze jeden z moich ulubionych Klee - tez z rybami, The Goldfish - mam na miejscu w Hamburgu, choc oczywiscie za sowita opala. (nie wiem czy gdziekolwiek sa drozsze muzea niz tu, jakby miastu nie zalezalo wcale na tym, zeby ludzie przychodzili)
Te dzieciece smoki i muzeum dinozaurów - awwwww!!! kocham :))) Jak wszelkie dzieciece malunki z reszta. I nawet nastolatki na warsztaty przyszly, pieknie!
Z Twojej akcji z flaga-Katastrofa jestem tak dumna, ze normalnie lzy w oczach :D
No i przemówienie w ambasadzie, wow! Macie odwage osobista!
Podobno dobra mowa powinna spełniać 3 rarunki 1) być krótka, 2) dowcipna 3) odkrywcza.
UsuńJeden z tych warunków bohatersko udało mi się zrealizować.
co do cen biletów- w Nowym Yorku istnieje coś takiego jak cena sugerowana- np.bilet dla dorosłego kosztuje 25$, ale jeśli wykażesz, że jesteś mieszkańcem miasta- możesz okazać dokument z adresem, choćby ważna karta biblioteczna, albo rachunek za prąd, możesz zapłacić za wejście 1$. Tylko czasowe wystawy są płatne. Do niedawna ta cena sugerowana dotyczyła wszystkich, teraz każde Muzeum ma taki jeden dzień w tygodniu.
Przeczytałam po raz trzeci:-) Gratuluję. I dziękuję.
OdpowiedzUsuńO jak miło. Wkrótce mam nadzieje zamieścić opowieść o warsztatach z dziećmi w Brukseli. Lecę w niedzielę.
Usuń