poniedziałek, 7 lipca 2014

Złap bakcyla!



Superowa akcja ZŁAP BAKCYLA wymyślona i zrealizowana przez Anię Łukasik.  Cykl wystaw ilustracji połączony był z warsztatami dla najmłodszych. Na ulicy Freta w Warszawie można było spotkać się z Agnieszką Żelewską, Ewą i Pawłem Pawlakami,  Krystyną Lipkę- Sztarbałło, Piotrem Fąfrowiczem, Dorotą Łoskot- Cichocką i Anną Ładecką.

A tu wywiadzisko ( długieeee) ze mną:




Czy wcześnie złapała Pani bakcyla sztuki?
O tak. Mogłam godzinami rysować, ciapać farbami, lepić do niczego niepodobne bulwy z plasteliny, wydzierać tajemnicze obiekty z kolorowego papieru i robić wiele innych uroczo niepraktycznych rzeczy. Więcej było w tym entuzjazmu niż talentu, ale rodzice, widząc mojego fisia, zapisali mnie -pięciolatkę do Ogniska Plastycznego w rodzinnym Radomiu. Uwielbiałam te popołudnia, kiedy z obijającą się o łydki reklamówką (plakatówki, pędzle i kapcie) wbiegałam po dudniących, drewnianych schodach na 3 piętro starej kamienicy , gdzie mieściło się "Ognisko". Właściwie to dudniłyśmy po tych schodach razem z moją starszą siostrą Beatą. Byłam tak zachwycona zajęciami, malującymi dziećmi, uroczymi paniami , które czytały nam bajki, albo opowiadały o swoich podróżach do Pompei i Herkulanum, że z wrażenia właściwie nic nie mogłam robić. I tak moja siostra Beata wygrywała międzynarodowe konkursy plastyczne, a ja siedziałam nad pustą kartką żując z przejęcia końcówkę pędzla. Obie byłyśmy przeszczęśliwe.

Miałam też fantastycznego nauczyciela w szkole podstawowej - Jerzego Jarzyńskiego, zwanego przez nas czule Jarzynką, entuzjastę tuż po studiach, który wymyślał nam bardzo inspirujące tematy zajęć- np. "najbrzydsza twarz świata" albo "moja droga do szkoły widziana z lotu ptaka". Tachał z domu albumy, żeby nam pokazać jakieś swoje ulubione obrazy, wyświetlał slajdy, organizował bale maskowe, puszczał muzykę, żeby się lepiej malowało, no i chyba do tego naprawdę lubił dzieci. Potem, w moich czasach licealnych prowadził zajęcia z Andrzejem Jasińskim w MDKu. Byli obaj znakomici- organizowali nam wycieczki, wakacyjne plenery, budowali jakieś nieprawdopodobne, skomplikowane zajmujące pół sali martwe natury ze złomu, w witrynach sklepu w centrum miasta wieszali nasze prace i o wszystko, dokładnie o wszystko się kłócili. A że byli to kulturalni i wściekle inteligentni panowie, bardzo to było dla nas młodzieży -stymulujące.
Pamięta Pani swoje ulubione książki z dzieciństwa?
Oczywiście. I zdecydowanie był to ten etap, kiedy książki mogłam tyko oglądać, nie umiejąc ich jeszcze czytać. Uwielbiałam ilustrowaną przez Janusza Grabiańskiego książkę "Idzie niebo ciemną nocą", mogłam wertować godzinami Baśnie Andersena opracowane przez Szancera, jego Kopciuszka, Pana Kleksa, Pinokia. Bardzo też lubiłam grubaśną "O krasnoludkach i sierotce Marysi", z ilustracjami Grabiańskiego .Byłam święcie przekonana ,że nadchodząca w wśród ptasząt i kwiecia zwiewna blond WIOSNA to ni mniej, ni więcej, a - Maryla Rodowicz.

W szkolnych, "czytatych" już czasach, kochałam Plastusia. Mogłam na okrągło wałkować wiersze Brzechwy i bajki Natalii Gałczyńskiej "O wróżkach i Czarodziejach". W tej ostatniej wielbiłam nawet kropki w tekście, które miały nietypowy romboidalny kształt.
Ulubiony ilustrator?
O. jeśli miałabym wymienić tylko jednego, to po dłuższej męce wybrałabym Janusza Grabiańskiego. Ujmowała mnie zawsze lekkość i finezyjna swoboda jego ilustracji. Jego prace są tak nasycone słońcem i zachwytem dla świata, że jest to zaraźliwe.

Takich ukochanych mistrzów mam wielu, wcześniej wspomniany Jan Marcin Szancer, Józef Wilkoń, Janusz Stanny. ,Bohdan Butenko, Zbigniew Rychlicki, Stasys. Lekutko skręca mnie z zawodowej zawiści, kiedy oglądam prace Marii Ekier, Pawła Pawlaka, Piotra Fąfrowicza i Agnieszki Żelewskiej. A lekutko dlatego, że ich bardzo lubię. 

Z ulubionych artystów zagranicznych na miejscu pierwszym stawiam fantastycznego Czecha Adolfa Borna. Ma mistrzowską technikę i zniewalające poczucie humoru.
Skąd bierze Pani pomysły ?
No, jeśli miałabym wybierać spośród części ciała- to zdecydowanie Z GŁOWY:)

Tak naprawdę to nie ma na to reguły, czasem czytając tekst, od razu widzę ilustracje. Cała trudność polega na tym, żeby jak najwierniej oddać te wyobrażenia na papierze. Czasem mozolę się i dopiero po zarysowaniu paru zeszytów szkicami wpadam na pomysł jak to zrobić. Niekiedy ni z tego ni z owego pojawia się w głowie jakaś scenka czy postać, wiec to notuję i wklejam do grubaśnego notesu. Jest to rodzaj spiżarni z której korzystam w chudszych w pomysły czasach. No i z dużą przyjemnością obserwuję świat i bliźnich- to jest niewyczerpane źródło inspiracji.
Gdyby nie była Pani ilustratorką, jaki wybrała by Pani zawód?
Razem z moją przyjaciółką Dorotą (tak gdzieś w 5-6 klasie podstawówki) brałam pod uwagę ciężki zawód gwiazdy rocka. Nie zniechęcał nas absolutny brak głosu i słuchu. Przeczuwałyśmy , że nie o to w tym biznesie chodzi, a o efektowne stroje i zachowania sceniczne. Pamiętam, że notowałyśmy w specjalnych kajetach pomysły typu :

łamanie gitary na udzie ,

płomienie w głębi sceny

i co dziś robi na mnie największe wrażenie POJAWIANIE SIĘ ZNIKĄD.

No ale jednak -zostałam ilustratorem, a Dorota sędzią. Niepowetowana zaiste strata dla polskiego rocka :o)
Jak zarazić dziecko bakcylem sztuki?
W dzieciach przeważnie siedzi taki zwierz, który sączy do ucha, "ciekawe co by było gdyby". Powszechnie zwie się to monstrum KREATYWNOŚCIĄ. Oczywiście nie namawiam nikogo do pozostawienia dziecięcia sam na sam z wiertarką Bosch, albo kompletem noży, ale warto pozwolić na bezpieczne eksperymenty. Nawet za cenę ubrudzonych farbami, ziemią czy plasteliną ciuchów. Warto kupić dziecku zestaw kredek, farb, różnokolorowych papierów, ale do radosnej twórczości można użyć też wakacyjnych skarbów (kamyków, liści, muszelek), albo starych gazet, nie potrzebnych guzików, skarpetek bez pary ,wacików do demakijażu, czy wstążek po prezentach . Warto bawić się razem z dzieckiem, a jeśli czuje się, że się za nim permanentnie nie nadąża, zapisać je do kółka zainteresowań. Bardzo dopingującą dla dziecka sprawą jest miejsce w domu, gdzie jego prace mogą być eksponowane.

Celem tych wszystkich działań, nie jest wyhodowanie artysty na własnym łonie, a zaproponowanie zabawy, która uwrażliwia na piękno, wyrabia smak i trenuje mięsień wyobraźni.
 Mojego narysowanego bakcyla ( hasło akcji  "złap bakcyla!" też mojusie)
 przełożyła na trójwymiar
Ania Żelazowska z >>> alelale
Tu widzimy młodego samca w siadzie.




4 komentarze:

  1. Elu, atakuję Cię dzisiaj ze wszystkich stron, ale z przyjemnością przeczytałam wywiad. Moja córka uwielbia rysować, malować, kolorować, projekty plastyczne. Zapytana, co lubi tak bardzo, że mogłaby to robić przez cały dzień, odpowiada, że malować. Tylko, kurcze, tu w pobliżu nie ma żadnego kółka plastycznego...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma kółka plastycznego, ale jest Wujek Google z całym morze inspiracji. Artyści i ambitne Mamy i pracownie plastyczne dzielą się swoimi warsztatowymi pomysłami na blogach. Czasem rolą opiekuna jest tylko zapewnianie miejsca i spokoju i mniej lub bardziej typowych materiałów plastycznych.
    A! Jak dziecko uwielbia MALOWAĆ warto kupić mu prawdziwy pędzel. Albo i 3 o różnych rozmiarach, ale precyzyjnych końcówkach. To koszt (za 3 szt) ok. 10zł. Ja przynajmniej takimi tanimi synetycznikami maluję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło się czyta o kimś, kto robi to co lubi i czerpie z tego radość! Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Serdeczności, macham zza bajtów i pikseli!

    OdpowiedzUsuń